Koszmar Igi Świątek! Jeden krótki zryw w drugim secie to było zdecydowanie zbyt mało, by powstrzymać tak dysponowaną Jessicę Pegulę. Amerykanka rozegrała jedno z najlepszych spotkań w sezonie, a być może i całej karierze, dzięki czemu pokonała Polkę 6:2, 6:4 i wyrzuciła wielką faworytkę za burtę US Open. Liderka rankingu spisała się zdecydowanie poniżej oczekiwań i zawiodła szczególnie w jednym, kluczowym aspekcie.
Ten mecz miał być dla Igi Świątek jednym z najtrudniejszych od zakończenia igrzysk olimpijskich. Porażka z Aryną Sabalenką w Cincinnati musiała ją zaboleć, choć sama liderka rankingu przypominała wówczas, że tamten turniej traktowała treningowo, chcąc przekonać się, czy ma jeszcze siłę na rywalizowanie na najwyższym poziomie. Jej dzisiejsza rywalka zabrnęła wówczas o krok dalej.
Świątek przegrała w półfinale z Sabalenką, a ta w finale nie dała dużych szans Jessice Peguli. Amerykanka chwilę wcześniej wygrała turniej rangi 1000 w Toronto, potem dotarła do finału w Cincinnati, a w US Open do spotkania z liderką rankingu nie przegrała choćby jednego seta. Mogliśmy szykować się na istny tenisowy show. Tego meczu absolutnie nie wolno było przegapić.
Spotkania Igi Świątek z Jessicą Pegulą nie można było traktować inaczej, w końcu to starcie absolutnej dominatorki kobiecego tenisa z zawodniczką, która zazwyczaj świetnie radzi sobie na twardych kortach przy wsparciu rodaków w swojej ojczyźnie. Liczyliśmy na wielki spektakl, choć nie mielibyśmy nic przeciwko, gdyby potoczył się on tak jak ostatnie starcie obu pań.
O nim Pegula chciałaby jednak zapomnieć. W finale WTA Finals Amerykanka ugrała z Polką zaledwie jednego gema. Świątek była wówczas niepowstrzymana, ale tym razem wydawało się, że Pegula jest w znacznie lepszej dyspozycji, być może najlepszej w całej karierze. 30-latka była dotąd w aż sześciu wielkoszlemowych ćwierćfinałach i nie wygrała żadnego z nich. Przy siódmej próbie nie zamierzała pozwolić sobie na kolejny błąd.
Gdy panie grały ze sobą w tej samej fazie turnieju przed dwoma laty, nieco emocji mieliśmy tylko w drugim secie, gdy po tie-breaku Iga Świątek zapewniła sobie awans. A potem poszła za ciosem i wygrała cały turniej w Nowym Jorku. Co ciekawe, to zdarzało się znacznie częściej po ich meczach: gdy Polka i Amerykanka grały bezpośredni mecz, jego zwyciężczyni zaskakująco często wygrywała potem cały turniej.
Ostatni z tegorocznych ćwierćfinałów kobiecego turnieju rozpoczęliśmy od serwisu Igi Świątek. Już początek pokazał nam, że to wcale nie będzie dla niej tak łatwy mecz, jak ostatnie spotkanie z tą rywalką. Podwójny błąd serwisowy Polki poskutkował błyskawicznym przełamaniem na korzyść Jessiki Peguli. 23-latka nie dała się przełamać w żadnym z trzech ostatnich spotkań, a tym razem nie utrzymała serwisu już na samym początku.
Koszmar Igi Świątek
A potem… było jeszcze gorzej. Choć Polka potrafiła rzucić wyzwanie rywalce przy jej gemie serwisowym, Jessica Pegula utrzymała swoje podanie. A potem przełamała Świątek po raz kolejny, ponownie czyniąc to po podwójnym błędzie serwisowym serwującej. Faworytka musiała natychmiast się otrząsnąć, by nie stracić szansy na wygranie pierwszej partii.
Polka znów zaczęła gema serwisowego rywalki od prowadzenia 30:0, które raz jeszcze zmarnowała. Wszystko to mogło bardzo niepokoić polskich kibiców. Świątek przegrywała już 0:4 w gemach i znów musiała serwować, a ten aspekt gry na początku spotkania był jej istnym koszmarem. W czterech gemach popełniła aż 12 niewymuszonych błędów (!), co jest dla niej wręcz szokującą statystyką. W końcu udało się przerwać tę fatalną passę, ale w pierwszym secie to wciąż Pegula prowadziła z przewagą aż dwóch przełamań.
I choć nasza reprezentantka nie dała się już przełamać do końca seta, to Amerykanka podtrzymała swoją fenomenalną passę i wygrała pierwszą partię wynikiem 6:2. Zawdzięczała to fantastycznemu początkowi, gdy Świątek popełniała błąd za błędem. 23-latka potrzebowała natychmiastowej zmiany, by mieć szansę na awans do półfinału US Open. W tym momencie to Pegula była bliżej życiowego sukcesu wielkoszlemowego.
Wydawało się, że Świątek nie może już grać gorzej. W przerwie udała się na dłuższą przerwę toaletową, chcąc zebrać myśli i zwiększyć szanse na to, że uda jej się rozpocząć drugą partię w znacznie lepszy sposób. Pierwsza przypominała to, co widzieliśmy dzień wcześniej w meczu Qinwen Zheng z Aryną Sabalenką. Tam też miał być wielki hit, a oglądaliśmy show jednej aktorki.
Druga partia istotnie rozpoczęła się lepiej dla Polki, bo tym razem nie dała się przełamać już na początku, ale do zwrotu wciąż była bardzo daleka droga. Amerykanka błyskawicznie wyrównała wynik, a potem doprowadziła do stanu 0:40. Skorzystała już ze swojej drugiej szansy, stawiając ogromny krok na drodze do awansu do półfinału turnieju wielkoszlemowego w Nowym Jorku.
Zobacz również: Wielka sensacja. Nikt na niego nie stawiał, zagra o finał US Open!
Tomasz Wiktorowski pieklił się w boksie trenerskim, starając się wpłynąć na swoją zawodniczkę, lecz ta potrzebowała małego cudu, by wrócić do gry o zwycięstwo. Z pomocną dłonią niespodziewanie przyszła bezbłędna dotąd Pegula, popełniając proste błędy przy swoim serwisie. Pojawiły się trzy szanse na błyskawiczne odrobienie strat w drugiej partii. I choć decydowały milimetry, liderka rankingu w końcu dopięła swego!
Niebywała walka. A potem kolejny cios
Rozkręcona Świątek poszła za ciosem i utrzymała serwis, wychodząc na nieznaczne prowadzenie w drugim secie. Teraz to Jessica Pegula była pod presją, a w tym momencie Amerykanka wyglądała na nieco rozbitą nagłym powrotem przeciwniczki. I w tak trudnym momencie tenisistka urodzona w Buffalo utrzymała serwis bez przegrania choćby jednej wymiany. Drugi set zbliżał się do decydującego momentu.
Już chwilę później Pegula, która jeszcze przed momentem wydawała się nieco rozkojarzona, doprowadziła do kolejnych szans na przełamanie. Prawdopodobnie najbardziej wyrównany i trzymający w napięciu gem całego meczu przyniósł jeszcze jedno przełamanie dla Amerykanki. Brakowało jej już tylko dwóch gemów, by awansować do półfinału US Open.
Czytaj również: Po skandalu w US Open mówił o niej świat. Teraz absurdalnie się tłumaczy
Czasami do wyprowadzenia ciosu potrzebna jest znakomita defensywa i tak było właśnie w tym przypadku. Peguli wystarczyło już tylko utrzymanie fantastycznej dyspozycji serwisowej, dzięki której wielki sukces był o krok. 30-latka pewnie wykorzystała swój gem serwisowy, co oznaczało, że w tym momencie Świątek potrzebowała nagłego zwrotu, by odmienić losy tego spotkania.
Ten zwrot musiał nadejść właśnie teraz. Przy stanie 6:2, 5:4 Jessica Pegula wprowadzała piłkę do gry. Przy niebywałej presji zawodniczka wspierana przez tysiące kibiców na trybunach kortu imienia Arthura Ashe’a osiągnęła swój cel, wyrzucając Igę Świątek za burtę US Open.
W grze naszej tenisistki zawiódł przede wszystkim serwis, który stał na zaskakująco niskim poziomie. Choć długo nie był on jej atutem, w tym sezonie nauczyła się doskonale z niego korzystać. Tym razem jednak było inaczej, a niewymuszone błędów dopełniły dzieła zniszczenia. Tych było aż 41, co nie zdarza się rzadko w spotkaniach z udziałem pierwszej rakiety świata.